[...] Nareszcie uporaliśmy się też z tzw. bazą techniczną. Nie powinno z nią już być kłopotu, a przez czas dłuższy ogromnie nas hamował brak egzemplarzy Programu.
Toczyły się też długie dyskusje na tematy metodologiczne. Ich wynik jest następujący — uzgodniony z wieloma członkami tzw. jawnej opozycji, m.in. z paroma (a może więcej) osobami z KOR-u — plan podziału pracy. Nie jest on przeznaczony do ogłoszenia, ale dobrze by było, aby o jego treści wiedziały zagraniczne ośrodki, takie jak „Kultura” i RWE. Przepisuję:
„«Nielegalność» jest w Polsce pojęciem definiowanym, dowolnie i stosownie do potrzeb, przez władze. «Tajność» czy «niejawność» to pojęcia, którym treść nadają ludzie biorący udział w określonej działalności.
Działalność z zasady jawna (niezależnie od tego, czy określana przez władze jako legalna czy nie) powinna się skupiać na inicjatywach doraźnych i praktycznych, celach konkretnych i krótkoterminowych. Winna dążyć do tworzenia faktów dokonanych. Nie należy natomiast jawnie podejmować działalności ogólnoprogramowej. Poza łatwością tzw. wymanewrowania zmusza to bowiem do kompromisów, przemilczeń i uników. Utrudnia również dyskusję, nawet prowadzoną niejawnie. Prowadzenie polemiki z jawnie, pod własnym nazwiskiem głoszonymi tezami programowymi — np. Kuronia — wiedzie albo do denuncjacji, albo do podcinania nóg autorowi.
Działalność tajna natomiast powinna się koncentrować na przemyśleniach teoretycznych, programowych, kształtowaniu świadomości społeczeństwa, dyskutowaniu ostatecznych celów i wartości, formowaniu postaw, z których wynikać może i powinno działanie praktyczne. Natomiast nie należy z pozycji tajnych wydawać wezwań do konkretnych akcji — grozi to przechwyceniem inicjatywy przez władze i prowokacjami. W sferze praktycznej aktywność tajna winna się ograniczać do ogólnych inspiracji.”
Będzie to wymagało pewnych wyrzeczeń po obu stronach, jawnej i niejawnej (są to niekiedy dwie strony tego samego człowieka). Zwłaszcza neorewizjoniści (słusznie Pan pogrzebał rewizjonizm, ale rodzi się on żywiołowo, ostatecznie marksizm, czy pseudomarksizm, jest u nas jedyną szkołą języka politycznego, niestety) mają zawsze skłonność do opracowywania wszystkiego w kategorie, schematy, systemy, struktury. Drugi bodziec to niecierpliwa chęć uzyskiwania „spektakularnych” rezultatów już teraz; łączy się to z młodzieńczą żywiołowością i potrzebą optymizmu. Nawet tak rozsądny Adam raczej kazuistycznie przedstawił w „Spieglu” stosunki między Kościołem a Państwem i tolerancja wobec Prymasa jest oczywiście zabiegiem taktycznym, próbą częściowej neutralizacji, a nawet częściowego wykorzystania jego autorytetu. [...]
25 marca
Zdzisław Najder, Wypowiedzenie niepodległości, „Karta” nr 39/2003.
Działalność z zasady jawna (niezależnie od tego, czy określana przez władze jako legalna, czy nie) powinna się skupiać na inicjatywach doraźnych i praktycznych, celach konkretnych i krótkoterminowych. Winna dążyć do tworzenia
faktów dokonanych. Nie należy natomiast jawnie podejmować działalności ogólnoprogramowej. Poza łatwością tak zwanego wymanewrowania zmusza to bowiem do kompromisów, przemilczeń i uników. Utrudnia również dyskusję,
nawet prowadzoną niejawnie. Prowadzenie polemiki z jawnie, pod własnym nazwiskiem głoszonymi tezami programowymi – na przykład Kuronia – wiedzie albo do denuncjacji, albo do podcinania nóg autorowi. Działalność tajna natomiast powinna się koncentrować na przemyśleniach teoretycznych, programowych, kształtowaniu świadomości społeczeństwa, dyskutowaniu ostatecznych celów i wartości, formowaniu postaw, z których wynikać może i powinno działanie praktyczne. Natomiast nie należy z pozycji tajnych wydawać wezwań do konkretnych akcji – grozi to przechwyceniem inicjatywy przez władze i prowokacjami. W sferze praktycznej aktywność tajna winna się ograniczać do ogólnych inspiracji.
Warszawa, 25 marca
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Na spotkaniu Wałęsy z Polakami [...] zauważyłem w pierwszym rzędzie Jerzego Giedroycia i Zofię Hertzową. Nieco z boku, a więc bardziej dostępny, siedział Gustaw Herling-Grudziński, z którym od razu mogłem się przywitać. Powiedziałem mu, że Geremek wyraził nadzieję, że i on sam, i Wałęsa będą mogli poznać redaktora „Kultury”, która wówczas krytykowała dość ostro zarówno przewodniczącego „S”, jak i stanowisko „S”. [...] Sprowadzenie Wałęsy z podium na zatłoczoną salę okazało się niemożliwe, zresztą nie godziła się na to obstawa. Wróciłem więc do pana Jerzego, wyjaśniłem mu sytuację i zapytałem, czy zgodzi się sam podejść. „Ależ naturalnie”. Wałęsa powitał go z entuzjazmem, powiedział „Wychowałem się na Was, dziękuję” – ale potem [...] wypomniał dwukrotnie, że „ostatnio na niego najeżdżają i nie dają mu szans”. Pan Jerzy milczał, uśmiechając się uprzejmie.
Paryż, 11 grudnia
Zdzisław Najder, Jaka Polska. Co i komu doradzałem, Kraków 1993.
11 grudnia na spotkaniu Wałęsy z Polakami, zorganizowanym przez nieocenionych pallotynów, zauważyłem w pierwszym rzędzie Jerzego Giedroycia i Zofię Hertzową. Nieco z boku, a więc bardziej dostępny, siedział Gustaw Herling-Grudziński, z którym od razu mogłem się przywitać. Powiedziałem mu, że Geremek wyraził nadzieję, że i on sam, i Wałęsa będą mogli poznać redaktora „Kultury”, która wówczas krytykowała dość ostro zarówno przewodniczącego „S”, jak i stanowisko „S” przy Okrągłym Stole. Pod koniec spotkania przepchaliśmy się z Geremkiem przez gęsty tłum i przedstawiłem go Giedroyciowi — z którym sam nie rozmawiałem już od paru lat. Giedroyc, bardzo uprzejmy, przedstawił następnie Geremka Hertzowej. Herling gdzieś się zapodział.
Sprowadzenie Wałęsy z podium na zatłoczoną salę okazało się niemożliwe, zresztą nie godziła się na to obstawa. Wróciłem więc do pana Jerzego, wyjaśniłem mu sytuację i zapytałem, czy zgodzi się sam podejść. „Ależ naturalnie”. Wałęsa powitał go z entuzjazmem, powiedział „wychowałem się na was, dziękuję” — ale potem, mimo interwencji Geremka, przypominającego o zasługach „Kultury” i o mikrofonach, wypomniał dwukrotnie, że „ostatnio na niego najeżdżają i nie dają mu szans”. Pan Jerzy milczał, uśmiechając się uprzejmie. Kiedy już odchodziliśmy, w towarzystwie wzruszonego Yves Montanda, który twierdził, że tego wieczora wszystko rozumie po polsku, zobaczyłem na skraju podium Józefa Czapskiego. Złapałem Wałęsę za ramię i pociągnąłem w kierunku Józia. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu — wiedział, kto to jest, uścisnął go i wycałował, co przy wielkiej różnicy wzrostu było nie lada wyczynem. Podczas tej operacji Józio o mało nie spadł z podium. Dziękował mi potem ze łzami w oczach za „zaszczyt i przyjemność”, którą mu sprawiłem.
Paryż, 11 grudnia
Zdzisław Najder, Co i komu doradzałem, Warszawa 1993.